Nawigacja

Piątek 19.04.2024

liczba odwiedzin: 816852
Nasz patron Dobry wychowawca Dzieci! Dumne miejcie zamiary... Jesteśmy braćmi jednej ziemi HYMN SZKOŁY


     Janusz Korczak (właściwe nazwisko Henryk Goldszmit) urodził się 22 lipca 1878r. lub 1879r.. w Warszawie., w inteligenckiej rodzinie, pochodzenia żydowskiego. Był synem warszawskiego adwokata Józefa Goldszmita oraz Cecylii z Gębickich.
     Lata dziecięctwa Korczaka – to pogodny okres życia w atmosferze miłości i ciepła rodzinnego. Piękne mieszkanie na ładnej ulicy, służba,  dostatek, ogłada i dobre maniery, dystans do dzieci z tzw. niższych sfer. Nie wolno mu było się bawić z jego rówieśnikami z podwórka.
     Henryk był dzieckiem wrażliwym, o bogatej wyobraźni, nieśmiałym i zamyślonym. Lubił badać świat, zastanawiać się nad wszystkim i wszystko ulepszać, tak jak dziecięcy bohater jego późniejszych książek dla dzieci, który różnymi reformami chciał zmienić świat na lepszy i dolę dziecka uczynić szczęśliwszą.
    Sielankę, cieplarnianą atmosferę domu przerwała nagle choroba umysłowa ojca. Na leczenie, które nie przyniosło większego rezultatu matka Cecylia wyprzedawała cenne przedmioty. Dom został zlicytowany, a ona z dziećmi przeniosła się do uboższego mieszkania. Odtąd Henryk zaczął zarabiać korepetycjami. Uczył dzieci z bogatych rodzin. Jego lata dojrzewania upływają wśród dni wypełnionych wytężoną pracą i troską o najbliższych.
    Korczak miał bogate życie wewnętrzne. Marzył o nauce języków obcych oraz podróżach do nieznanych krajów. Bardzo lubił czytać. Czytał wszystko, co wpadło mu w ręce. Wyznał: „ Mając piętnaście lat wpadłem w szaleństwo, furię czytania. Świat znikł sprzed oczu, tylko książka istniała. Bez książki tak samo nie mogę żyć jak bez chleba”.
Zamiłowanie do literatury spowodowało, że młodziutki Henryk w 1898 postanowił wziąć udział w konkursie literackim. Przyznano mu wówczas wyróżnienie za sztukę dramatyczną pt. „ Którędy”. Był to prawdziwy, poważny debiut literacki i pierwszy sukces. Na kopercie z utworem konkursowym napisał przybrany wtedy pseudonim: Janusz Korczak. Od tego dnia pseudonim zrósł się na trwałe z jego osobą. Widnieje on na kartach tytułowych jego pism pedagogicznych i utworów beletrystycznych dla dzieci. Jego książki takie jak : „Król Maciuś Pierwszy”, „Król Maciuś na wyspie bezludnej”, „Kajtuś czarodziej” to utwory znane i cenione przez  dzieci na całym świecie.
    W ukończeniu studiów objął posadę w dziecięcym szpitalu przy ulicy Śliskiej.  Henryk jako lekarz miejscowy korzystał ze służbowego mieszkania na terenie szpitala. Pensję stanowiło 200 rubli rocznie – w czterech ratach. Ofiarnie wypełniał swe obowiązki. Od ubogich pacjentów nie pobierał wynagrodzenia, zaś od zamożnych nie wahał się zażądać bajońskich honorariów. Podążał do chorego o każdej porze dnia i nocy. Dla Korczaka liczył się człowiek, a szczególnie dziecko. Mówił : "Jestem nie po to, aby mnie kochali i podziwiali, ale po to, abym ja działał i kochał. Nie obowiązkiem otoczenia pomagać mnie, ale ja mam obowiązek troszczenia się o świat, o człowieka". Rozumiał potrzeby nie tylko chorego organizmu, ale i dziecięcej psychiki, m.in. potrzebę zabawy. Przynosił więc chorym dzieciom na przykład laleczki wycinane z papieru. Wszystkie dzieci, które leczył lub wychowywał, uważał za własne. Jego późniejsza działalność, potwierdziła tę postawę.
    W 1908 podjął się roli wychowawcy na koloniach letnich. Jego obserwacje możemy odnaleźć w interesujących opowiadaniach „Jośki, Mośki i Srule” oraz „Józki, Jaśki i Franki” Książki te stały się lekturą dla wielu pedagogów przynosząc Korczakowi sławę  i rozgłos.
W 1912 razem ze Stefanią Wilczyńską założył i prowadził Dom Sierot – dla dzieci żydowskich w Warszawie, działający do 1942. Dom znajdował się przy ulicy Krochmalnej 92.  W 1919 wspólnie z Marią Falską otwiera sierociniec „Nasz Dom” w Pruszkowie dla polskich dzieci robotniczych. Korczak stosował zasady pedagogiczne: równość praw i obowiązków, sprawiedliwość. Bronił słabych i cichych. Uważał, że nie ma dzieci - są ludzie. Podkreślał ogromne znaczenie szacunku dla dzieci, małych trosk i wielkich problemów.
Korczak był uważany  za ojca ok. 200 sierot (z domu który prowadził) i kolejnych kilkuset, które opuściły sierociniec w ciągu dziesięcioleci jego działalności pedagogicznej. Twierdził, że miejsce dziecka było w towarzystwie jego rówieśników, a nie w zaciszu domowym. Dążył do tego, by dzieci ścierały swe wczesne przekonania i raczkujące poglądy, podlegały procesowi socjalizacji (poprzez wzajemną akceptację) i przygotowywały się do dorosłego życia, które nie byłoby ani idylliczne, ani zbliżone do "cichego kąta domowego". Starał się zapewnić dzieciom beztroskie (co nie znaczy pozbawione obowiązków) i toczące się prostą i niewyszukaną ścieżką – dzieciństwo. Nie narzucał im żadnych limitów. Traktował je poważnie, mimo dziesiątków lat różnicy wieku i prowadził z nimi otwarte dyskusje, nie aplikował im ciągu poleceń do wykonania. Uważał, że dziecko powinno samo zrozumieć i emocjonalnie przeżyć daną sytuację, doświadczyć jej; samo wyciągnąć wnioski i ewentualnie zapobiec przypuszczalnym skutkom – niż być sucho poinformowane o fakcie (dokonanym lub nie) i o jego następstwach – przez wychowawcę.
Dzieci były wdzięczne Korczakowi za godne życie, za wyrwanie ich ze środowiska nędzy i ciemnoty. Świadczy o tym wypowiedź osiemnastoletniego chłopca, który opuszczając sierociniec powiedział: „Gdyby nie ten dom, nie wiedziałbym, że istnieją na świecie ludzie uczciwi, którzy nie kradną. Nie wiedziałbym, że można mówić prawdę. Nie wiedziałbym, że są na świecie sprawiedliwe prawa.”
    Jako Stary Doktor prowadził w Polskim Radiu w latach 1935-1936 audycja dla dzieci pod nazwą Gadaninki. Pisał artykuły do gazet, zawsze broniąc praw dzieci.
We wrześniu gdy wybuchła wojna, Korczak przywdział mundur oficera wojsk polskich. Był przekonany, że zostanie zmobilizowany. Nie powołano go jednak ze względu na wiek. Wygłaszał więc, do dzieci przez radio uspokajające pogadanki i chronił „Dom Sierot”
    Gdy Niemcy przesiedlili sierociniec do getta Korczak prosił swych polskich przyjaciół o pomoc, gdyż chciał umilić dzieciom pobyt w ich więzieniu. Nie istniały dla niego godziny policyjne, niebezpieczeństwo łapanek. Poświęcał się całkowicie dla swych dzieci. Stopniowo zaczął jednak tracić siły fizyczne. Zaczął pisać swój pamiętnik. Próbował też przyzwyczajać dzieci do myśli o śmierci. Przeczuwał, co je czeka. W   lipcu 1942 roku wystawił w teatrzyku sztukę "Poczta", zakazaną przez Niemców. Kiedy po przedstawieniu zapytano Korczaka, dlaczego wybrał tę właśnie sztukę powiedział, że trzeba się nauczyć – przyjmować pogodnie anioła śmierci”.
     4 sierpnia na kartach „Pamiętnika” pojawił się ostatni wpis Henryka Goldszmita. Dzień później  Korczak wraz z kolumną dzieci wyruszył spokojnie i zdecydowanie do wagonów wiozących ich do obozu zagłady w Treblince. Nad śpiewającymi dziećmi powiewał zielony sztandar.
     Irena Sandler ten ostatni przemarsz zapamiętała tak : „ Szedł przodem tego tragicznego pochodu. Najmłodsze trzymał na ręku, a drugie maleństwo prowadził za rączkę... Trzeba tylko pamiętać, że droga z Domu Sierot na Umschlagplatz była długa. Trwała cztery godziny... Dzieci były ubrane odświętnie... cały ten orszak kroczył czwórkami, sprężyście, miarowo, dostojnie na Umschlagplatz – na plac śmierci!... A gdy  na ulicy widziałam ten tragiczny pochód, jak niewinne dzieci szły posłuszne w śmiertelnym marszu i słuchały optymistycznych słów Doktora, nie wiem, jak mnie i innym naocznym świadkom tego pochodu nie pękły serca. Ale serca nie pękły, tylko zostały myśli do dziś niezrozumiałe dla normalnego człowieka ”
Postać Janusza Korczaka stała się znana w świecie jako przykład wierności najszlachetniejszym ludzkim ideałom. Stary Doktor dla dobra dziecka poświęcił trud całego swego życia oraz dochował wierności dzieciom i swym zasadom nawet w godzinie śmierci
    Dziełem swego życia Korczak zasłużył, by zaliczono go w poczet tych co tworząc wartości ogólnoludzkie znaczą drogę ku postępowi, a ideami świecą przez pokolenia.
W sercach uczniów szkoły podstawowej w Krzydlinie Wielkiej Henryk Goldszmit zawsze będzie zajmował zaszczytne miejsce.